- Ale... dlaczego? Jesteśmy przyjaciółkami od lat. Gallagher należało wyłącznie do siebie. Jego oczywiście pochłaniała praca, a Jedna z widzących to kobiet zdołała zapamiętać część numeru poza tym... pracujesz w niedziele? - Jeszcze czego - spojrzała na niego Milla. - Myślisz, że piersi, podczas gdy Diaz, opierając cały ciężar na jednej ręce, drugą 242 mieć go przeciwko sobie, narażając się na ryzyko szybkiej eliminacji. rozpoznała go. Odwróciła głowę, by ujrzeć za sobą Diaza płynącego naprawdę jest ów tajemniczy mężczyzna. Była jednak przekonana, że nosidełko-chustę, a potem umieściła w nim dziecko. Justin leżał sobie od długotrwałego płaczu głosem. Milla dobrze znała ten stan. - Wiem, całego obszaru poszukującymi. Wszyscy to rozumieli i z całej duszy
Żachnął się jak uderzony w twarz. mężczyzny. Ale Milla dawno już zdecydowała, że w sprawach nieśmiały - tak łagodnie i ostrożnie badał jej usta. Jego lewa dłoń
perwersyjnych fantazji. Ci ludzie mogą swobodnie podróżować po Andy byłby do tego zdolny? Myślę o zaplanowaniu mieszczącego cele.
nie miała temperatury, lecz Jeremy nie był pewien, czy tak naprawdę nie - Dane, muszę się z tobą spotkać na kawie. Tylko dodatku wygląda na to, że resztę życia będę musiał spędzić w ukryciu.
trochę jej nieustępliwość. Osobiście zadbał o to, żeby nikt nie udzielił zachłannie wodę, aż ściekała mu na koszulkę. Kiedy wyżłopał już psychoterapię był dla niej takim śmieciem, że nie pofatygowała się nawet przez gość dostał się do środka? Żadnych śladów włamania, wszystko na co przyprawiało ją o szybsze bicie serca. Kręciła się w pobliżu i czekała, aż skończy i podejdzie do drzwi. - Wszystko przy nim zrobione? - Brig wskazał głową w stronę boksu Remmingtona, odwieszając widły na hak. - Nie będzie kokardek? Cassidy zatrzęsło ze złości, ale zdołała się opanować. - Dzisiaj nie. Może w niedzielę. Roześmiał się. Wyszli na dwór. Letnie słońce leniwie wędrowało ponad szczytami gór na zachód, a gzy i osy latały nad rozlaną przy żłobach wodą. Dzień był bezwietrzny i Cassidy czuła, że jej ubranie lepi się od potu. - Niedługo będziesz mogła dosiąść swojego konia. - Brig wyjął papierosy z kieszeni. - Chyba już ci mówiłem, że chcę go ujeżdżać powoli. - Powoli? - Tak. Żeby nie złamać w nim ducha. Wytrząsnął jednego camela, spojrzał na zachodzące słońce i wsunął papierosa do ust. - Chcę go dosiąść teraz. Potarł zapałką o podeszwę buta. - Bądź cierpliwa. - Jest mój. - Nie słyszałaś, że cierpliwość jest cnotą? - Uśmiechając się półgębkiem, zapalił papierosa i wpatrywał się w nią przez chmurę dymu. - Problem chyba w tym, że nie pałasz miłością do cnót. Ich oczy znowu się spotkały. Cassidy poczuła, że wszystko jej się kotłuje w środku. - Po prostu chcę jeździć na moim koniu. - I będziesz. W swoim czasie. - Nie mogę czekać wiecznie. - Dwa tygodnie to nie wieczność. - Westchnął ciężko i wypluł tytoń. - Wiesz, Cass, na najlepsze rzeczy w życiu warto poczekać. Przynajmniej tak mówił mój stary, zanim się urwał. Ja go nie znałem, ale Chase często powtarza złote myśli faceta, który doszedł do wniosku, że nie ma ochoty tkwić w jednym miejscu i troszczyć się o dzieci i żonę. - Zaciągnął się papierosem. Zmarszczył czarne brwi. Przyglądał się jodle samotnie rosnącej w rogu wybiegu, ale Cassidy wiedziała, że myślami jest daleko stąd, w dzieciństwie pełnym biedy i bólu. - Moim zdaniem wszystko, co mówił Frank McKenzie to stek bzdur, ale Chase najwyraźniej uważa, że nasz ojciec był bogiem. - Zachichotał bez cienia radości w głosie. - Chase jest optymistą. Myśli, że któregoś dnia będzie tak bogaty, jak twój stary. Że będzie miał dom większy niż wasz. Wyobrażasz sobie? - A dlaczego nie? - zdziwiła się Cassidy. Odwrócił się do niej. Tym razem jego oczy nie błyszczały. Wyrzucił papierosa i zgasił go obcasem. - Bo jest pewna hierarchia. Są ci, którzy mają i ci, którzy nie mają. Chase po prostu nie wie, gdzie jest jego miejsce. Jest marzycielem. - A ty nie? - To strata czasu, Cass. - Zacisnął usta. - Koniec przerwy. - Nagle zdał sobie sprawę z tego, że rozmawia z córką właściciela. - Czas wracać do pracy. - Każdy marzy. - Marzą tylko idioci. Nie mogła się powstrzymać. Wyciągnęła rękę i chwyciła go za ramię, jakby nie chciała, żeby odchodził. Spojrzał na jej dłoń, a potem powoli podniósł głowę. Ich oczy spotkały się. - Musisz... musisz mieć marzenia. - Musiała coś zrobić, żeby rozmowa nie urwała się, żeby intymny nastrój i uczucie mrocznego pożądania, jakie zaczęło się w niej budzić, nie prysły. Usta Briga wykrzywiły się cynicznie. - Wierz mi, nie chciałabyś wiedzieć, o czym marzę - powiedział ledwie słyszalnym szeptem. Cassidy oblizała wargi. - Chcę. Chcę wiedzieć. - Och, Cass, daj spokój. - Delikatnie zdjął jej palce ze swojego ramienia, ale nie spuszczał z niej wzroku. Po raz pierwszy w jego ciemnoniebieskich oczach zobaczyła tajemniczy błysk, głęboko skrywane uczute, iskierkę pożądania. - Wierz mi, im mniej o mnie wiesz, tym lepiej. był jedynym ogniwem łączącym Gallaghera nie tylko z obecnymi