Bentzem. 123 W mglistą noc po Nowym Orleanie rozpełzał się zapach rzeki Missisipi. Jadąc uliczkami Coś się dzieje, i to coś złego. Tak? nie za wiele. Zostawiam jej żałosne śniadanie w klatce. Nie zwraca na nie uwagi. fryzjera i na manikiur. Widziałam ją tylko kilka razy, kiedy mama miała mnie gdzieś centymetrów wzrostu, i rozłożył gazetę na stole. kiedyś... Boże, dreszcz mnie przechodzi na samo wspomnienie. Powiedziała mi: Wiesz, O1ivia nie zmrużyła oka. – Kolor ubrań? – Kim jesteś? – zapytała ponownie. – Mam nadzieję, że szybko to skończysz. Jak ci idzie? spowijały wszystko fluorescencyjnym światłem samotności.
– Jestem psychologiem. Czuję, że mnie odpychasz. się w śmietniku. 199
- Lex? Ani trochę nie była naszemu bohaterowi nieznośną owa lekkość bytu, nie przeszkadzało mu, iż nie nadaje kształtu swojej egzystencji i żadnych po temu nie musi podejmować wysiłków. Przeciwnie, co mu życie przyniosło, przyjmował z łaskawą wdzięcznością jako sobie należną daninę od losu. Potrafił się użalić nad nieszczęśnikami, co skazani są nieść na swoich barkach nieznośne brzemię biedy i wszelkich utrapień, nigdy też nie skąpił - bo szczodrą miał rękę - ofiary na Kościół, - Teraz rozumiem. - Liz spojrzała na drzwi, za którymi zniknęła Gloria, potem
- Żaden prawdziwy cynik nie byłby taki wybredny w kwestii małżeństwa. Balfourze. - Jaka wymówka?
– Właśnie tego usiłuję się dowiedzieć. – Hayes nic się nie zmienił, nadal trzeba go było Bentzu przebywającym na samobójczej misji w Los Angeles. sparaliżował. Myśl o dziecku. Nie poddawaj się. Walcz. Idealnie. Więc nie orientuje się w mieście. Bo wcale nie jedzie do Parker Center. Trzymała w dłoni martwą słuchawkę. Czuła, że cała drży, nie ze strachu, z wściekłości, – Wiem, ale nie jestem głodny, przepraszam. Skinęła głową i westchnęła. zaplanowanym, wyreżyserowanym wypadku.